W środku nocy obudził mnie płacz mojego
przyjaciela Bursztyna (kota). Zawołał mnie, bo nie chciał być sam, gdy
wydawał ostatnie tchnienie. Była trzecia w nocy. Odchodził na moich
rękach. Przez ostatnie tygodnie widziałem jak osłabł. Znowu medycyna
okazała się bezsilna. Badania krwi, testy na kocie choroby, USG nic nie
wykazywało. Wydawało się, że nabierał sił i wracał do
formy. Aż wczoraj przygasł…. Odszedł. Dziś jest pustka…
Był dla mnie inspiracją do założenia własnej działalności i spełnienia marzeń (www.galeriaartkrot.pl). Wyrwania się z pętli korporacji i wyścigu szczurów. Dzięki niemu stałem
się zupełnie innym człowiekiem i zacząłem robić to co lubię. Zmieniło
się moje życie. Nie było i nie jest łatwo. Musiało starczyć na kredyty i
na karmę dla niego. Reszta się nie liczyła. Ostatnio sprzedane meble
pokryły wydatki na jego leczenie. Niestety nie udało się. Straciłem go.
Ciężko będzie się pozbierać.
Pomagał mi jak mógł. Pewnie niejeden
mebel znalazł swojego nowego właściciela, bo Bursztyn dodawał mu uroku
pozując do zdjęć. Nigdy nie zmuszałem go do sesji. Sam chętnie wchodził
do mebli, przeglądał się w lustrach, siadał na krzesłach. Każdy nowy
nabytek był skrzętnie przez niego oglądany.
Przygotowane meble, stawały się jego
legowiskiem :-). Im wyżej tym lepiej. Wymagało to ode mnie dodatkowej
pracy przy zabezpieczaniu mebli. Ale było warto. Był szczęśliwy.
Pamiętam jak spacerował ze mną po
ogrodzie. Biegał wokół mnie. Uwielbiał gdy go goniłem. Chował się pod
krzakami, starając się mnie wystraszyć. Tarzał się w kocimiętce.
Nasadziłem pełno krzaczków, żeby czuł się dobrze. To był jego teren. Tu
pozostanie na zawsze…
Ten wpis niech będzie najtrwalszym pomnikiem dla mojego małego Przyjaciela – Bursztyna.